Dość już tych podniebnych podróży. Czas zejść na ziemię!
Wysiadam z samolotu i ooohh, co za wspaniałe, świeże, wilgotne, pachnące powietrze! Wyśmienite!
Przechodzimy po płycie lotniska do... jakiegoś budynku. Jak sie domyslam - budynek lotniska. Zbudowany do połowy z muru, reszta to belki wspierające blaszany sufit i zupełnie otwarta przestrzeń. Żadnych tablic, zakazów, Jolka pali w środku. Miły pan, który przywitał nas buziakiem, zabrał nasze bagaże i odprowadził do pana taksówkarza, który zabierze nas pod hostel. Jedziemy przez miasto. Jest przed 20.00, ciemno, na ulicach hałas, szum, pełno ludzi, samochody jeden przez drugi, motory o 3 kołach. Istne szalenstwo! Taxówka mało taksówkowa. Kierowca nawija całą drogę pół po angielsku, pół po hipszansku, trzecie pół macha rękoma, łohh!
Hostelik "Pascana" jest milusi, leży niedaleko Plaza De Armas, czyli głownego placu w Iquitos. Krótki spacerek, odpoczynek w junglowym ogródku przed domem i do spania...